Od dziesięciu lat jesteśmy małżeństwem, a ona nadal potrafi mnie zaskakiwać. Dzisiaj przyniosła 20cm woblery na szczupaka – bo jakbyście nie wiedzieli, moja delikatna i pełna wdzięku małżonka uwielbia łowić ryby. Nie, żeby robiła to w sposób normalny. Za każdym razem coś nawywija i często wędkarze spoglądają na nią z przestrachem i lekkim podziwem. Bo mimo swoich dziwactw, lepiej łowi od tych starych wyg okupujących jezioro. Ostatnim razem łowiła na żabkę (taką gumową, bo żywe to przecież ratuje z opresji i przekłada na drugą stronę ulicy), wprawdzie złowiła 3kg szczupaka, ale w międzyczasie do jej kaloszy wślizgnęły się pijawki. Wiedzieliście, ze pijawki pełzają? Dopiero, kiedy ból nie dawał jej ustać, zdjęła kalosze i naszym oczom ukazał się niemiły widok – nogi całe we krwi i 5 przyssanych wampirów. W sumie to dwa przyssane, bo reszta zdążyła się już opić. Żona zdjęła spodnie, kurtkę owinęła wokół bioder i na boso pomknęła przez las w stronę auta. No widok cudowny, w końcu kobieta którą wybrałem na żonę, cieszy się nienaganną figurą. Trzeba też mieć niezły charakterek, aby po takim incydencie, z oślim uporem chodzić na ryby. Moja żona jest jednak wyjątkową osobą – często działa pod wpływem impulsu, ale jakoś zawsze udaje jej się wcielić swoje pomysły w życie. Nigdy nie sądziłem, że upór i determinacja to dobre cechy – a tu jakie zaskoczenie. Można więc powiedzieć, że się dopełniamy, bo ja nie posiadam żadnej z tych cech. Brakuje też mi cierpliwości, którą obdarzona jest moja droga małżonka. Czasem, gdy ową cierpliwość traci, oznajmia dzieciom, że miała zły dzień i prosi o całkowity spokój. Nie uwierzycie, ale to naprawdę działa – moje dwa diabliki, które doprawdy ciężko wyszykować do szkoły, nagle potulnieją i obrzucają mamę słodkimi słowami. Charakter mojej żony to dar, który naprawdę podziwiam.