Od kiedy tylko sięgam pamięcią, zawsze starałam się być niezależna. Już jako mały szkrab ,nie chciałam żeby mama trzymała mnie za rękę kiedy stawiałam swoje pierwsze kroki .
Jakieś dwadzieścia lat później, nic się nie zmieniło poza tym, że to ja prowadzałam swoje maluchy za rączki. Pracowałam też na pół etatu , aby nie stracić poczucia swej niezależności. Nie było też problemem dokręcenie cieknącego kranu, naprawa kontaktu czy położenie tapety w przedpokoju . Jednak niczym wielki znak STOP na mojej drodze do niezależności stanęło PRAWO JAZDY. Przeżycia z przeszłości spowodowały paniczy strach przed jazdą za kierownicą, jednak coś w środku pragnęło odzyskać całkowitą kontrolę nad swoim życiem.
Postanowiłam walczyć, postanowiłam pokonać siebie.
Pod okiem męża (o anielskiej cierpliwości) zaczęłam „oswajać” się z autem. Najpierw tylko siedziałam trzymając kierownicę, z czasem odważyłam się nawet ruszyć z miejsca. Trwało to wiele długich godzin aż w końcu zauważyłam, że mój strach zniknął ! Wtedy postanowiłam zrobić kolejny krok i zapisałam się na kurs. Pierwszych godzin jazdy „z prawdziwego zdarzenia” oczekiwałam z lekkim niepokojem. Jednak okazało się , że bez problemu odnalazłam się w nowej sytuacji i szło mi naprawdę nieźle. Kiedy nadszedł czas egzaminu zdałam go za pierwszym razem.
Dziś czuję się stuprocentowo niezależna. Jestem dumna z tego czego dokonałam .A mój mąż ? Cieszy się , że nie musi już zanudzać się , czekając na mnie pod salonem fryzjerskim